10-groszówka z PRL warta 20 tys. zł

Obiegowe pieniądze doby PRL rzeczywiście możemy sprzedać za pięciocyfrową kwotę, chociaż numizmatycy radzą inwestorom rozglądać się szeroko. Próbne monety minionego ustroju zdrożały nawet 80 proc. od 2012 r., ale za spektakularnymi rekordami stoi przeważnie królewskie złoto. Najkorzystniej byłoby znaleźć w piwnicy pieniądz z czasów panowania Zygmunta III Wazy, ale jeśli już natrafimy na pięciozłotówkę z rybakiem, może podwoić naszą miesięczną wypłatę.

Jak rozpoznać, czy w zakurzonym klaserze po dziadku nie brzęczy czasem równowartość nowego auta? O ile zazwyczaj nie warto podejmować się wyceny bez rozmowy z ekspertem, specjaliści zdradzają kilka elementów, na które sami możemy zwrócić uwagę. Natrafiając na parę złotych z okresu PRL, przede wszystkim należy ocenić stan zachowania - w przypadku monet obiegowych rzadkość stanowią te o menniczym połysku, choć to nie jedyny z czynników. Jeżeli znajdziemy w piwnicy jakieś drobne, oprócz zarysowań, przyglądać trzeba się detalom, bo niekiedy o wartości na rynku przesądza drobiazg mniejszy niż szpony wybitego orła…

- Takich przykładów jest sporo, w katalogu październikowej aukcji będziemy mieli chociażby 10-groszówkę z 1973 r. bez znaku mennicy, której wartość szacujemy w przedziale 15-20 tys. zł. Mowa o najrzadszej monecie obiegowej PRL, która poprzez ten całkowicie niepozorny detal konsekwentnie drożeje w kolekcjonerskim obiegu. Pięć lat temu kosztowała około 7-8 tys. zł, obecnie egzemplarze zachowane w idealnym stanie osiągają cenę kilkunastu tysięcy złotych. Z jednej strony można powiedzieć, że to zarobek jedynie rzędu kilku tysięcy złotych, z drugiej - trudno wskazać na rynku lokatę, która w horyzoncie pięcioletnim niemal podwoi nasz wkład - komentuje Michał Niemczyk, prowadzący wiodący antykwariat numizmatyczny w Warszawie.

Przy wypatrywaniu na rynku rzadkości, ekspert zwraca też uwagę, że niektóre monety obiegowe z okresu PRL czy III RP zawdzięczają swoją wyjątkowość głównie wcześniejszej, innej świadomości kolekcjonerów.

- Numizmatycy pamiętają czasy, w których 12-uncjową papieską monetę z 1991 r. rozcinano na pół, żeby lepiej mieściła się w tyglu - zarobek na samym złocie był wtedy atrakcyjniejszy niż ze sprzedaży monety. Dzisiaj, dzięki tym zabiegom, egzemplarz z tej emisji wyceniany jest w przedziale 150-200 tys. zł - dodaje Michał Niemczyk, szykując się na jeszcze wyższe notowania jesienią.

Mimo że rekordy w przedziale 100-500 tys. zł spodziewane na październikowej aukcji będą raczej związane z profilami władców, na rynku młodszych monet również da się zaobserwować poszczególne zwyżkowe tendencje. Pierwszy z tych trendów już z definicji opiera się na pomyłkach, dlatego że właśnie mennicze niedopatrzenia kryją się pod terminem "destrukt".

- Gdybym miał wskazać obszar ożywienia na rynku, z pewnością byłby związany z błędami w mennicach. Ostatnio sprzedaliśmy na przykład destrukt z okresu PRL za 1800 zł wyłącznie dlatego, że prasa uderzyła w krążek inaczej, nadając mu nietypową, wydłużoną formę. Pięć lat temu kupilibyśmy taką monetę mniej więcej za 100 zł, ale poszerzająca się grupa kolekcjonerów tych menniczych błędów doprowadziła do znacznego skoku wartości - wyjaśnia Michał Niemczyk, zaznaczając, że gorączka związana z destruktami dotyczy monet różnych epok.



Nikiel cenniejszy niż złoto?

W zestawieniu z rzadkimi królewskimi emisjami w złocie - wycenianymi nawet w setkach tysięcy złotych - niklowe monety okresu PRL jawić się mogą jako brzydkie kaczątka, tymczasem drugi z zapowiedzianych trendów to właśnie zbieranie prób w tym surowcu. Jak twierdzi Michał Niemczyk, próbne emisje w niklu znacznie silniej zjednują kolekcjonerów niż monety obiegowe, choć dla całego bogactwa rynku numizmatów okres PRL to zaledwie przedsmak przygody.

- Grono inwestujących w obiegowe pieniądze PRL jest mocno ograniczone, natomiast tych poszukujących niklowych prób z tego okresu nie umiałbym nawet policzyć. Siedem czy osiem lat temu komplet monet próbnych wyceniany był w przedziale 140 tys. zł, obecnie kupowany jest za średnio 250 tys. zł. Niektóre z monet, jak przykładowa z rysiem, w 2010 r. warta była jeszcze 700 zł, a obecnie płacimy za nią ponad pięć razy więcej - dodaje ekspert.

Co wobec tego zrobić, jeśli schodząc do piwnicy po wino potkniemy się o klaser z monetami Polski Ludowej? W pierwszej kolejności zajrzyjmy do archiwów internetowych, bo dane niemal wszystkich aukcji publikowane są online, a następnie sprawdźmy stan zachowania oraz datę emisji, jak w przypadku wina. Osławiona pięciozłotówka z rybakiem z 1958 r., która połyskuje jak świeżo wybita, nieraz przyniosła na aukcji blisko 5000 zł, ale już w stanie drugim kosztowała mniej niż 10 proc. tej kwoty, a nieco bardziej zrysowaną w stanie trzecim kupimy za kilkadziesiąt złotych. Zestawiając z innymi zasobami piwnic: nieskazitelny stan pierwszy starczy na kolekcjonerską butelkę z Bordeaux, a stan pamiętający sklepową prozę - na stołowe.


Weronika A. Kosmala

Skontaktuj się z nami

22 620 45 74

Zadzwoń do nas dzisiaj, aby dowiedzieć się więcej na temat naszych produktów lub napisz na email: [email protected]

Najlepsza obsługa online

Infolinia czynna pon.-pt. 9.00 - 17.00

Infolinia czynna pon.-pt. 9.00 - 17.00

14 dni na zwrot bez podawania przyczyny

14 dni na zwrot bez podawania przyczyny

Ekspresowa dostawa kurierem UPS

Ekspresowa dostawa kurierem UPS

Bezpieczeństwo płatności dzięki szyfrowaniu SSL

Bezpieczeństwo płatności dzięki szyfrowaniu SSL

Gwarancja udanych zakupów oraz satysfakcja

Gwarancja udanych zakupów oraz satysfakcja

youtube facebook